Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Rachunek zysków i strat rządów Zjednoczonej Prawicy. "Będę namawiał do ustawy frankowej"

"Newsweek": W I półroczu finansowe wyniki sektora bankowego były o 50 proc. wyższe niż przed rokiem. Czy to znaczy, że nadszedł czas żniw dla branży?

Cezary Stypułkowski, prezes mBanku: — Wiem, że miliard to dla wielu ludzi coś niewyobrażalnego. Dla banku o naszej wielkości to jednak raczej słaby wynik. Banki korzystają z kapitału, który ktoś w nie zainwestował, oczekując odpowiedniej stopy zwrotu. Dokładamy do tego pieniądze deponentów i mamy zapracować na odsetki dla klientów i koszt kapitału. Z grubsza licząc, skoro banki w Polsce mają łącznie prawie 250 mld zł kapitałów własnych, a koszt tego kapitału wynosi około 13 proc., to cały sektor powinien przynieść rocznie 32 mld zł zysku. To jest skala potrzebna dla zapewnienia odpowiedniego wzrostu finansowania gospodarki.

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bankowość Zdalna: Od czatu do apki

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bank dla Kowalskiego: Obsługa decyduje

Przyniósł niecałe 16 mld zł, bo?

— Polskie banki, mimo że są wyjątkowo nowoczesne i efektywne, są nisko rentowne. Powodem jest bardzo wysoki poziom obciążeń, jakie zostały na nie nałożone. Nasza stopa podatkowa jest jedną z najwyższych na świecie, co jest skutkiem głównie dramatycznie wysokiego podatku bankowego, nieliczącego się z realiami gospodarczymi i obciążającego aktywa.

Banki tworzą też olbrzymie, obciążone podatkiem rezerwy na ryzyka prawne związane z portfelem kredytów walutowych. Do tego dochodzą wakacje kredytowe, które w ubiegłym roku kosztowały sektor 13 mld zł. Właśnie dlatego te nominalne wielkości, o których mowa w publicznej przestrzeni, dla bankowców nie są żadnym punktem odniesienia do oceny wyników działalności. W odniesieniu do wykorzystywanego kapitału są stosunkowo niskie.

Na pewno pan zrobił sobie przed wyborami rachunek zysków i strat ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy. Co z niego wynika?

— Cały czas sektor traci rentowność. Wprowadzono podatek bankowy, choć trzeba jasno powiedzieć, że on jest też w innych krajach. Jednak dlatego, że banki wymagały tam dokapitalizowania przez państwo w czasie kryzysu w latach 2008-2011. Tymczasem polski sektor bankowy nie wymagał żadnego dokapitalizowania, ale nasz podatek jest prawie dziesięciokrotnie większy niż w niektórych referencyjnych krajach.

Obserwujemy też zjawisko zastępowania kredytu bankowego różnego rodzaju formami aktywności państwa – dopłatami, subwencjami, ulgami odrywającymi działalność gospodarczą od realiów rynkowych. W konsekwencji spada popyt na kredyt, bo przedsiębiorcy zyskują fundusze w innych miejscach niż banki. Syntetyczną miarą tego zjawiska jest bardzo głęboki spadek udziału kredytów w odniesieniu do PKB – z niewysokiego jak na europejskie standardy poziomu 54 proc. w 2016 r. do niecałych 39 proc. w 2022 roku.

Latami ciągnie się też nierozwiązany problem kredytów walutowych. Brak interwencji ustawowej oraz paraliż systemu orzeczniczego, w tym Sądu Najwyższego, ma dramatyczne skutki, powodując odpływ kapitałów banków do względnie zasobnej i stosunkowo nielicznej części społeczeństwa z negatywnymi konsekwencjami dla większości obywateli.

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bankowość Zdalna: Od czatu do apki

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bank dla Kowalskiego: Obsługa decyduje

Jakiej zmiany oczekuje pan po wyborach?

— Przede wszystkim oczekuję tego, że w Polsce odbuduje się instytucjonalny system sprawiedliwości i zapewniona zostanie stabilność stosunków zobowiązaniowych. My ciągle nie doceniamy – zarówno jako przedsiębiorcy, bankowcy, jak i obywatele – stopnia spustoszenia, które nastąpiło na skutek tego, co działo się z szeroko rozumianym systemem sprawiedliwości. To prowadzi do atrofii stosunków zobowiązaniowych, do sytuacji, gdzie egzekucja jakichkolwiek zobowiązań staje się bardzo problematyczna i trudna. A przecież istota gospodarki rynkowej opiera się właśnie na tym, że zobowiązania są dotrzymywane. W Polsce egzekucja zobowiązań podatkowych jest stosunkowo dobra, ale egzekucja zobowiązań komercyjnych prawie nie istnieje.

W trakcie kampanii każda z partii, które będą tworzyć nowy rząd zgłaszała niestandardowe pomysły – np. Nowa Lewica chciała zamrozić WIBOR, a KO wprowadzić kredyt hipoteczny 0 proc.

— Co do różnych pomysłów ekonomicznych zgłaszanych podczas kampanii wyborczych, to już się nauczyłem, że po niej przychodzi czas powyborczej racjonalizacji. Niestety coraz częściej widzę publiczne wypowiedzi i działania ignorujące mechanizmy rynkowe. To wcześniej czy później prowadzi do różnych form braku równowagi, wypaczania reguł ekonomicznych, nieracjonalnych zachowań i w konsekwencji mniej lub bardziej kryzysowych sytuacji.

Nie jest szeroko znana i publicznie dyskutowana pierwotna przyczyna kryzysu 2008 r., a było nią rozluźnienie kryteriów uzyskiwania kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych. Prawo zmieniono tak, że odmowa kredytu osobie, która nie miała zdolności do jego spłaty, była traktowana prawie jak dyskryminacja czy obraza.

Ale żebym był dobrze zrozumiany: uważam, że programy mieszkaniowe są niezmiernie potrzebne, tylko trzeba do tego umiejętnie podchodzić, bo niestety rynku nie da się zastąpić dobrą wolą. Z kolei pomysły typu "zamrozić WIBOR" są jak użycie tasaka w trakcie operacji, podczas gdy tu potrzeba subtelności, precyzji, zrozumienia mechanizmów rynkowych i przewidzenia możliwych konsekwencji. Zamrożony WIBOR to nic innego jak urzędowa cena pieniądza, której nikomu nie udało się wprowadzić od czasów starożytnego Rzymu.

Poprzednie władze swoimi decyzjami ograniczały swobodę rynkowych działań, ale też nacjonalizowały branżę, przejmując – w ramach tzw. repolonizacji – AliorBank i Pekao SA. Jak konkuruje się z bankami, w których Skarb Państwa ma kontrolne pakiety?

— Zawsze byłem zwolennikiem pozostawienia centrów decyzyjnych banków w Polsce. Moje poglądy nie zmieniły się na przestrzeni lat. Lepiej służy to krajowej gospodarce i przyciąga talenty eksperckie i zarządcze. Natomiast jestem przeciwnikiem upaństwowienia banków. Przez 40 lat nauczyłem się, że jak ludzie mają bardzo krótką perspektywę zarządczą, bo są "skazani" na benewolencję politycznych dysponentów, to ich zachowania stają się w naturalny sposób mniej racjonalne. Bardziej skłonni są do kompromisu, ulegają naciskom przy podejmowaniu decyzji kredytowych, optymalizują osobiste ryzyko, biurokratyzują działalność, boją się innowacji. Nie skupiają się na tym, co za cztery lata będzie z bankiem operującym w konkurencyjnym i zmiennym środowisku gospodarczym. Oczywiście znamy wyjątki, ale niezbyt liczne. A procesy zarządcze w instytucjach finansowych są stosunkowo skomplikowane i wymagają subtelnego balansu między upływem czasu i szybkością działań. Tego nie można bagatelizować.

Udział prywatnego kapitału w sektorze spada też z innego powodu — KNF doprowadził do przymusowego przejęcia banków Leszka Czarneckiego, Idea Banku i Getin Noble Banku. Czy w sektorze są jeszcze jakieś słabe ogniwa?

— KNF musiał podjąć decyzje wobec trwałej utraty kapitałów przez ten bank. My jesteśmy jako sektor zagrożeni ze względu na nierozwiązany problem kredytów walutowych. Banki odpisały z tego powodu już blisko 50 mld zł ze swoich kapitałów. A do tego dołożono wakacje kredytowe, które są rozwiązaniem z pogranicza alchemii finansów.

W tych warunkach niedużo trzeba, by wydarzyło się coś złego. Przecież polskie banki mają bardzo dużo rządowych obligacji w swoich bilansach. Przecena takich papierów przyczyniła się do upadku amerykańskiego Silicon Valley Bank. W Polsce przecena portfeli polskich obligacji obniżyła w 2021 r. poziom kapitałów banków o blisko 20 mld zł.

Nie wiadomo, jak niebezpieczna byłaby kaskada zdarzeń, gdyby banki komercyjne nie stworzyły za 3,5 mld zł Systemu Ochrony Banków Komercyjnych, który pomógł Bankowemu Funduszowi Gwarancyjnemu ratować Getin Bank.

Powstały na bazie Getin Noble Banku VeloBank został wystawiony właśnie na sprzedaż. Jak pan myśli, kto go kupi: kontrolowany przez państwo bank – np. PKO BP? Czy może prywatny kapitał – np. miliarder Michał Sołowow?

Wydaje mi się, że pretendentów jest więcej niż podają media. Być może kupcem będzie jakiś zagraniczny fundusz restrukturyzacyjny, który będzie miał pomysł na wykorzystanie tej oczyszczonej platformy bankowej do stosunkowo taniego wejścia na polski rynek, zakładając, że po wyborach klimat inwestycyjny się poprawi.

Może kupi go jakiś lokalny bank, który ma doświadczenie w integrowaniu, bo to jest proces dość długi, obciążony ryzykami i kulturowymi wyzwaniami. Ale czas bezpośrednio po wyborach nie sprzyja zawieraniu takiej transakcji, za rok byłoby lepiej.

Co się może wydarzyć przez ten rok?

— Wszyscy czekają na to, co się stanie z podatkiem bankowym. Nie oczekuję, że on zostanie zlikwidowany, natomiast może być lepiej użyty do tego, żeby sterować procesami inwestycyjnymi. Władza publiczna może wskazać obszary, które chciałaby, żeby banki wspierały – to może być finansowanie inwestycji realizowanych w ramach KPO lub budownictwa mieszkaniowego.

Nie wiadomo czy będą wakacje kredytowe, czy nie.

Żaden finansowy inwestor nie lubi funkcjonować w takiej niepewności, gdy z dnia na dzień właściwie jest podważany jego model biznesowy. Wyceny polskich banków na giełdzie są moim zdaniem zadziwiająco wysokie i świadczą o tym, że jest oczekiwanie inwestorów na racjonalizację szeregu kwestii, które wcześniej poruszyliśmy.

Napisał pan niedawno: "W świetle treści opinii rządu kierowanych do TSUE można powiedzieć, że proces podważania umów kredytów walutowych jest wręcz promowany. Władze państwowe dopuściły do sytuacji, w której zobowiązania są masowo podważane, a umowy kredytowe unieważniane przez sądy". Czy spodziewa się pan, że nowe władze zmienią w tym względzie podejście?

— Ja na pewno publicznie będę namawiał do tego, żeby w Polsce wydać ustawę, która racjonalnie ureguluje hipoteczne kredyty walutowe. Uważam, że niewydolność wymiaru sprawiedliwości doprowadziła do sytuacji, w której linia orzecznicza kształtuje się nie na podstawie wyroków Sądu Najwyższego, bo on jest sparaliżowany, ale na poziomie sądów okręgowych, które incydentalnie występują o wyjaśnienia do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. A potem różni prawnicy różnie to interpretują. Nie ma wykładni, która uwzględnia w całości prawo cywilne i prawo konsumenckie.

Po kolejnych orzeczeniach Trybunału sądy ponad 90 proc. spraw rozstrzygają na korzyść kredytobiorców.

— I w sądach leży ponad 100 tys. spraw, a łatwość z jaką unieważniane są umowy, jest niezrozumiała i dramatyczna. Państwo źle funkcjonuje jeśli stać je na to, żeby dopuścić do zagrożenia możliwością unieważnienia ponad 800 tys. umów o najdłuższym terminie trwania w gospodarce i stworzyć możliwość nieproporcjonalnie dużego zarobku w stosunku do alternatywnych kredytobiorców złotowych. W praktyce oznacza to znaczne osłabienie zdolności rozwojowych gospodarki kosztem uprzywilejowanej grupy kredytobiorców. A biznes frankowy kancelarii prawnych jest już wart według różnych wycen 4 mld zł.

Ta kwota jest miarą niewydolności sektora prawnego w Polsce, nad czym ubolewają banki i klienci.

— Problem polega na tym, że my nie mamy punktu odniesienia w systemie orzeczniczym w Polsce, bo Sąd Najwyższy od dawna nie wypełnia swojej funkcji. I to bardzo dużo kosztuje banki, bo audytorzy nam mówią: nie o to chodzi, czy macie rację, czy nie. Dopóki orzecznictwo zmierza w tym kierunku, musicie tworzyć rezerwy na kredyty walutowe. To ma olbrzymi wpływ na kapitały banków, a przez to i na ich aktywność gospodarczą i zdolność do udzielania kredytów. Uważam, że to są silne przesłanki do tego, żeby ustawowo uregulować kwestię tych kredytów.

mBank wysyła klientom coraz atrakcyjniejsze propozycje ugód – między pierwszą a złożoną po roku trzecią różnica sięgała 500 tys. zł

— Nam zależy na ugodach, bo nie możemy funkcjonować w świecie niepewności, jaką spowodował paraliż wymiaru sprawiedliwości. Przez długi czas uważałem, że rozsądna ugoda polega na podzieleniu się zmaterializowanym ryzykiem walutowym po równo z klientem. Dzisiaj uważam, że najdalej idące rozwiązanie, które jestem w stanie racjonalnie uzasadnić, to jest sprowadzenie warunków kredytu walutowego do warunków kredytu złotowego w dniu zawarcia umowy i rozliczenie różnicy. Takie rozwiązanie zaproponował pod koniec 2020 roku przewodniczący KNF Jastrzębski. To i tak są olbrzymie pieniądze dla banku i w pełni zdejmują z klienta ryzyko walutowe, jakie wiązało się z kredytem. Niestety oczekiwania klientów sięgają dalej i nie sposób powiedzieć, gdzie jest limit.

Ma pan kontrakt na kierowanie mBankiem jeszcze przez najbliższe półtora roku. A co potem?

— Nadal zamierzam pracować.

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bankowość Zdalna: Od czatu do apki

Przyjazny Bank "Newsweeka" 2023. Bank dla Kowalskiego: Obsługa decyduje