Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Resort Glińskiego do niszczarki. Czuć wiatr zmian. I jest sukces w Teatrze Słowackiego

Spraw do załatwienia jest mnóstwo, środowisko, zawsze trudne, bo wytrenowane do rywalizacji i z natury pracujące na rozkręconych emocjach, za rządów PiS podzieliło się na frakcje. Politycy nie ustawiają się w kolejce do schedy po ministrze Glińskim.

Ludzie kultury przerzucają się w mediach społecznościowych zdjęciem furgonetki z napisem „Niszczymy dokumenty”, zaparkowanej przed ministerstwem kultury. Pod postami trwają dyskusje, kto może zastąpić ministra Glińskiego, który przechodzi do historii jako cenzor ekonomiczny, wspierający publicznymi środkami jedną, narodowo-katolicką wizję kultury i polskości.

Kto za Glińskiego? Krążą nazwiska

Krzysztof Mieszkowski, jeden z nielicznych posłów opozycji zainteresowanych kulturą (były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu), do Sejmu się w tym rozdaniu nie dostał. Joanna Scheuring-Wielgus, swego czasu często widywana w teatrze, nie tylko na spektaklach realizowanych przez swoją siostrę Justynę Sobczyk, wydaje się mieć inne priorytety. Może więc stara gwardia? Czyli byli ministrowie: niezniszczalny dyrektor Opery Narodowej-Teatru Wielkiego Waldemar Dąbrowski i historyczka sztuki Małgorzata Omilanowska?

Albo zwolnieni przez PiS szefowie ważnych (przed zawłaszczeniem przez „dobrą zmianę” i zmarginalizowaniem) instytucji: Instytutu Adama Mickiewicza – Paweł Potoroczyn i Narodowego Instytutu Audiowizualnego (dziś FINA) – Michał Merczyński? Nowością na giełdzie jest nazwisko Aldony Machnowskiej-Góry, rzutkiej zastępczyni prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i współautorki jego programu wyborczego, od trzech lat odpowiedzialnej w ratuszu za miejską kulturę (a także politykę lokalową, rewitalizację oraz sprawy społeczne). Wcześniej zaś przez całe lata związanej z teatrem.

Wygląda jednak na to, że spekulują tylko ludzie kultury. W mediach temat obsadzenia resortu kultury nie wzbudza zainteresowania. Podobnie chyba wśród polityków. Gazeta.pl swój komentarz, inspirowany tekstem Andrzeja Stankiewicza z Onetu z przeciekami ze spotkań opozycji, zapowiedziała leadem z informacją, że dalej będzie o planach podziału ministerstw oraz o jednym „problematycznym” resorcie, którego nikt nie chce. Czyli wreszcie coś o kulturze – pomyślałam. W trakcie lektury okazało się, że nie ma chętnych na resort zdrowia i nawet mający doświadczenie w tej dziedzinie Bartosz Arłukowicz „jest sceptyczny”. Słowo „kultura” i w tym tekście nie padło.

Czyżby więc po latach rządów PiS, dla którego kultura – w karykaturalnej wersji – była, obok edukacji, ważnym narzędziem kształtowania społeczeństwa, sprawy wracały na dawne tory? I kultura znów będzie w ogonie priorytetów?

Czytaj też: 8 lat PiS w kulturze. Minister Gliński i jego dwa oblicza

Za „Dziady” i Marię Peszek

Z drugiej strony trudno się politykom dziwić, że nie ustawiają się w kolejce. Spraw do załatwienia jest mnóstwo, środowisko, zawsze trudne, bo wytrenowane do rywalizacji i z natury pracujące na rozkręconych emocjach, za rządów PiS podzieliło się na zawzięcie zwalczające się frakcje. Polityczne, ale też pokoleniowe. Przejęte przez „dobrą zmianę” albo pozbawione środków zostały niemal wszystkie instytucje, które PiS mógł i zdążył przejąć. Od najważniejszych instytutów i muzeów, przez część teatrów, aż po redakcje, z miesięcznikiem „Dialog” na czele.

Walczących pacyfikowano albo niszczono. Po Teatrze Polskim we Wrocławiu, Starym Teatrze w Krakowie, Teatrze im. Osterwy w Lublinie i Teatrze im. Jaracza w Łodzi pisowska władza próbowała sięgnąć po Dramatyczny w Warszawie i krakowski Teatr im. Słowackiego. W tym ostatnim po antyautorytarnych, uderzających w PiS i Kościół „Dziadach” w reżyserii Mai Kleczewskiej oraz zorganizowanym w teatrze koncercie Marii Peszek małopolski urząd marszałkowski wszczął procedurę odwoławczą wobec dyrektora sceny Krzysztofa Głuchowskiego.

Kontrole mające znaleźć haka na dyrektora zaczęły się w lutym 2022 r. i do dziś nie przyniosły pożądanego przez władzę rezultatu. Za dyrektorem murem stanęli pracownicy teatru, jego widownia, duża część środowiska, na jego korzyść przemawiają sukcesy artystyczne teatru i frekwencja. Marszałek Kozłowski ogłosił więc konkurs na stanowisko dyrektora. W lipcu 2023, na ponad rok przed upływem kadencji obecnie urzędującego (do 31 sierpnia 2024) Głuchowskiego. Procedura miała się zakończyć jeszcze w październiku. Właśnie ją anulowano. Po serii uchybień i ustanowieniu bezprecedensowych zasad.

Czytaj też: Galerie bogobojne i patriotyczne. Ławka z artystami jest króciutka

Słowak: forpoczta zmian?

Najpierw urząd utajnił całą procedurę, ze składem komisji konkursowej włącznie. „Gazecie Wyborczej” udało się nieoficjalnie ustalić, że sześciu z dziewięciu jej członków było powiązanych z PiS, czym oni sami albo urząd marszałkowski najwyraźniej nie chciał się chwalić. Następnie na członków komisji już na pierwszym posiedzeniu nałożono klauzulę poufności, powołując się na... RODO, i nie dano im protokołu z posiedzenia do podpisu. Okazało się też, że koperta ze zgłoszeniem jednego (z czterech) kandydatów była otwarta.

Związkowcy z Teatru im. Słowackiego nazajutrz po posiedzeniu komisji, które odbyło się dzień po wyborach parlamentarnych, złożyli wniosek o unieważnienie konkursu. Poparł ich przewodniczący komisji i ostatecznie konkurs unieważniono z powodu otwartej – jak podano, przez pracownika dziennika podawczego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego – koperty.

„Zgodnie z zasadami demokratycznego państwa prawa działania organów publicznych wymagają należytego udokumentowania podejmowanych przez siebie rozstrzygnięć. W zaistniałej sytuacji związanej z incydentem naruszenia koperty zawierającej ofertę uczestnika nie ma możliwości stwierdzenia prawidłowości podjętej przez komisję konkursową uchwały. Okoliczność ta nie daje się pogodzić z zasadami prawa, wobec czego przewodniczący komisji konkursowej uznał, że zachodzą obiektywne, wyjątkowe i szczególne okoliczności uzasadniające konieczność unieważnienia postępowania konkursowego”, podał w komunikacie Urząd Marszałkowski.

Wspomniane zachodzące „obiektywne, wyjątkowe i szczególne okoliczności uzasadniające konieczność unieważnienia postępowania konkursowego” to mogą być także wygrane przez opozycję wybory. Ale też – wytropiony przez krakowską „Wyborczą” – skład kandydatów ubiegających się o fotel dyrektora Słowaka. Przeciwko Krzysztofowi Głuchowskiemu nie wystartował bowiem nikt odpowiadający powadze zadania, delikatnie mówiąc.

Teraz urząd marszałkowski może szybko rozpisać kolejny konkurs, tak żeby wyłonić nowego dyrektora jeszcze przed wyborami samorządowymi, licząc, że pojawi się kamikadze chcący wystartować przeciw Głuchowskiemu. Albo może się wstrzymać do wyborów, które rozstrzygną, kto będzie rządzić w Małopolsce. Czy krakowski Słowak okaże się forpocztą powyborczych zmian w kulturze? I w Polsce?