Poland
This article was added by the user . TheWorldNews is not responsible for the content of the platform.

Artur Bartkiewicz: Jak przegrać wybory i zrazić do siebie ludzi

Acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren (pol. Osiemdziesięciu ośmiu profesorów – ojczyzno, jesteś zgubiona) – w ten sposób w okresie Wiosny Ludów kpiono z tzw. Parlamentu Frankfurckiego, którego prace miały doprowadzić do zjednoczenia rozdrobnionych Niemiec, ale skończyło się na dobrych chęciach, którymi – jak wiadomo – piekło jest wybrukowane. Zdanie to powinni jednak wziąć sobie do serca również niektórzy współcześni polscy Professoren, którzy wzięli się za pomaganie opozycji tak skutecznie, że w zasadzie nie potrzebuje już ona żadnych innych wrogów.

Czytaj więcej

Prof. Radosław Markowski

Najpierw prof. Radosław Markowski na łamach „Gazety Wyborczej” ubolewał, iż „słabo wykształcony, raczej starszy i zagubiony elektorat PiS-u” wie, że dla opozycji korzystna jest jedna lista, a nie wiedzą tego Szymon Hołownia czy Władysław Kosiniak-Kamysz. A następnie prof. Andrzej Rychard – na tych samych łamach – stwierdził, że latem PiS pojedzie do swojego elektoratu „który w większości pewnie nie ma pieniędzy na jakiekolwiek wakacje”. Słynne szampany, które często strzelają na Kremlu, tym razem musiały wystrzelić na Nowogrodzkiej.

Szlachcic w dworku i chłopi w czworakach

Zostawmy na boku rozważania o złym Kosiniaku-Kamyszu i Szymonie Hołowni oraz jednej liście, która miałaby być Wunderwaffe opozycji, ale z którą jest jak z Yeti – dużo osób o niej mówi, nikt jednak dotychczas nie widział nawet jej konturu. Nie w jednej liście bowiem tu problem. Owe szampany wystrzeliły na Nowogrodzkiej, ponieważ obaj profesorowie, których trudno podejrzewać o sympatię do PiS (prof. Markowski mówił niedawno w RMF FM, że partię tę należy zdelegalizować, a jej wyborców nawrócić na poparcie dla innych ugrupowań) postanowili dołożyć swoją cegiełkę do mobilizacji elektoratu PiS-u. Oto bowiem – w istocie – stwierdzili, że jest to elektorat gorszy niż ten opozycyjny, niejako „wybrakowany”, taki, którym można i należy się zaopiekować, ale z pozycji szlachcica patrzącego z okna swojego dworu na niepiśmiennych chłopów snujących się między czworakami w brudnych porciętach. Niewykształceni, zagubieni, starsi, biedni jak myszy pod miotłą – usłyszeli o sobie wyborcy PiS. Czy potrzeba czegoś więcej, by zachęcić ich do utarcia nosa naszym Professoren raz jeszcze?

Czytaj więcej

Agacie Młynarskiej nie podobał się sposób, w jaki Polacy odpoczywają nad Bałtykiem.

Prof. Markowski tłumaczył potem w RMF FM, że on nie ocenia elektoratu PiS, tylko go opisuje, opierając się na badaniach z 2019 roku, z których wynikało, że „dwie trzecie osób powyżej 60 roku życia, dwie trzecie osób, które są na emeryturze i na rencie oraz dwie trzecie osób z wykształceniem podstawowym głosuje na PiS”. – Nie są to gorsi wyborcy, ale jeśli chce się robić cywilizacyjny skok z doganianiem Niemców czy innych w Europie, to nie można się zaspokoić wyłącznie na zaspokajaniu preferencji tych, których nazywamy klasami transferowymi – dodał. I niby wszystko w porządku: są badania, są zapewnienia, że „nie są to gorsi wyborcy”, ale jednocześnie chyba są jednak nieco gorsi, bo skoku cywilizacyjnego z nimi nie zrobimy. Dopiero jak oświecimy owe „klasy transferowe”, to możemy świat doganiać. Nie wstyd wam wyborcy PiS, że opóźniacie cywilizowanie Polski?

W dzień wyborów wyborca PiS wstanie rano i pobiegnie do lokalu wyborczego zagłosować na PiS. Choćby po to, by zobaczyć minę obu profesorów w wieczór wyborczy

Czego boi się wyborca PiS

Tymczasem, tak się składa, że elektorat PiS zachowuje się w sposób wskazujący, że jest dość uświadomiony politycznie. To znaczy, wybiera partię, która najlepiej zaspokaja jego potrzeby i realizuje jego interesy. Interesami są szeroko płynące świadczenia socjalne, których przez osiem lat rząd PO-PSL raczej skąpił, stawiając na budowę silnej gospodarki, a niekoniecznie na natychmiastowe dzielenie się jej owocami ze wszystkimi. Z kolei jedną z najważniejszych potrzeb – z czym zgodzą się chyba również prof. Rychard i prof. Markowski – była potrzeba docenienia. Dowartościowania. Potrzeba poczucia, że od owych wyborców PiS – często nie będących wygranymi transformacji, często reprezentującymi Polskę, która nie rozwijała się tak szybko jak wielkie miasta, często mającymi poczucie znalezienia się na marginesie w oczach rządzący elit – też coś w kraju zależy. I PiS im obiecało, że tak będzie, a – co najważniejsze – wywiązało się z tej obietnicy, hołubiąc swój elektorat w kontrze do poprzedniej elity.

I teraz – mając świadomość tego wszystkiego – prof. Markowski i Rychard ożywiają wszystkie strachy tego elektoratu. Że oto wrócą do władzy poprzednicy, przy których wyborcy PiS czuli się zapomniani i niedowartościowani – i będą nadal ich tak samo traktować. Będą patrzeć na nich z góry, wywracać oczyma i co najwyżej przekonywać, że może już by się wreszcie stali tacy bardziej europejscy i nie robili nam wszystkim wstydu. A mając takie cztery lata w perspektywie, można machnąć ręką na jakiś tam NCBR, tudzież inne maseczki, można nawet pogodzić się z tym, że pieniędzy z KPO nie ma i nie będzie – bo co z tego, że z opozycją by były, skoro w kraju rządzonym przez tę opozycję znowu będzie się obywatelem gorszego sortu. I dlatego, gdy wyborca PiS słyszy wypowiedzi takie jak powyżej (a już PiS dba o to, żeby głośno usłyszał na wszystkich kanałach TVP), to nie trzeba mu mówić nic więcej. W dzień wyborów wstanie rano i pobiegnie do lokalu wyborczego zagłosować na PiS. Choćby po to, by zobaczyć minę obu profesorów w wieczór wyborczy.